piątek, 25 września 2015


"Niektórym ludziom, się wydaje, że dobro od zła oddzielają grube odblaskowe linie. Że można samemu dokonać takiego podziału, a potem spokojnie spać. Bo wszystko jest, jak należy."

Tahereh Mafi - Sekret Julii 


<Luke> 

-Wszyscy gotowi? -Głos Chejrona rozniósł się po werandzie wielkiego domu, gdzie zebraliśmy się całą piątką czekając na oficjalne rozpoczęcie misji.
Słońce leniwie wschodzi na wypełnione kolorami zimowe niebo.Odgania chmury swoim chłodnym blaskiem.Swoim majestatem wielkości.Powoli wspina się po widnokręgu na wyznaczone miejsce, na które wschodzi codziennie przez tysiące lat.
-Mam nadzieję, że nie zginiecie, podczas tej wyprawy..-Mruknęła Rachel smutno i odeszła do swojej jaskini. Bez dłuższych ceregieli ruszyliśmy w drogę. Przez długi czas szliśmy w kompletnej ciszy. Po raz pierwszy odezwała się Claudia:
-Toooooo...Zjemy coś?-Wypaliła z iskierką nadziei w oczach.- Proponuje...KEBABY..
Wszyscy zignorowaliśmy jej plan`1 i ruszyliśmy dalej. Za co dziewczyna ze złością tupnęła nogą i krzyknęła:
-No nie bądźcie tacy poważni...Nie po to użeram się z Nico, żeby przez całe życie mieć do czynienia z trupami lub ludźmi sztywnymi tak jak oni...To może chociaż poszukajmy łazienki, co?...
-Serio Claudia? Serio?..- Wywróciłem oczami na słowa rudej córki boga podziemi. Dziewczyna od razu zmieniła nastawienie,
<Claudia>

Super..Jak nie Nico to teraz jeszcze on. Tatuś by go polubił...
Obrzuciłam króla złodziei surowym spojrzeniem i wycedziłam przez zęby:
-Posłuchaj mnie ty latający kapciu wyglądasz na mądrego człowieka więc myślę, że mnie zrozumiesz, nie to co niektórzy..-Spojrzałam znacząco w stronę Percego.- Wiem, że jest Ci ciężko znów stać się częścią obozu, ale poluzuj skrzydełka, bo zbyt daleko nie dolecisz.Nie musisz całe życie być taki poważny i udawać zgorzkniałego. -Ucięłam i nastała niezręczna cisza. Po czym Clarisse dumnie powiedziała:
-Chyba znalazłam zguby..
<Alison>

Super kolejne cholerne potwory.. Mój miecz właśnie rozciął empuzę, a jej srebrzyste prochy rozwiał wiatr.Spojrzałam za siebie na walczącą aktualnie z piekielnym ogarem Anę. Radziła sobie całkiem nieźle sądząc po tym, że cała już była w śluzie różnych potworów.
Niespodziewanie na lewo od miejsca, w którym stałam usłyszałam głośny ryk. Od razu odwróciłam się w tamtą stronę, przed sobą ujrzałam wielkiego na trzy metry cyklopa łypiącego na mnie nienawistnie jednym okiem na środku głowy. Ruszył do ataku. Zanim zdążyłam ruszyć się choćby na krok, usłyszałam przeraźliwy krzyk Anastasi ekspresowo obróciłam się w jej stronę. Jedna z atakujących ją empuz przyciskała ją do ziemi odcinając dopływ krwi. Bez chwili zastanowienia ruszyłam na nią całkowicie zapominając o pędzącym ku mi cyklopie. Gdy jeden z moich sztyletów wbiłam w ciało potwora próbującego zabić moją młodszą siostrę, druga z empuz stwierdziła, że czas pomóc cyklopowi w zabiciu mnie. Szybko odciągnęłam nieprzytomną Anę z pola bitwy i zaczęłam walczyć na przemian to z empuzą, to z cyklopem, Nie było to wcale takie proste, ponieważ potwory napierały na mnie naprzemiennie. 
Niespodziewanie empuza wytrąciła mi miecz z ręki zbyt silnym uderzeniem, który go wyrwał i odrzucił sto metrów dalej. Zanim zdążyłam nawet ruszyć się w jego stronę poczułam, że cyklop zamachnął się swoją długą maczugą, ale ktoś zablokował cios, który najpewniej zabiłby mnie. Był to wysoki blondyn z podłużną blizną na policzku. Odparował cios mieczem, nagle zauważyłam, że z lasu nadbiega czworo ludzi z mieczami w rękach. To jest ostatnie co pamiętam, później była tylko ciemność. Zemdlałam.

<Alexandra>


-JESTEŚ BEZNADZIEJNA! -Usłyszałam krzyk tuż obok mojej twarzy. Podniosłam wzrok na moją matkę zastępczą.
-Wiem, mamo...- Odpowiedziałam jej i wstałam od stołu w kuchni, przy którym do tej pory siedziałam. Wyszłam z pomieszczenia kierując swoje kroki w stronę mojego tymczasowego pokoju. Złapałam za plecak stojący w rogu pokoju i zaczęłam wrzucać do niego pierwsze lepsze rzeczy które mogły mi się przydać. Łzy cisnęły mi się do oczu, jednak nie pozwoliłam im spłynąć. Nie płakałam nawet w chwili śmierci brata, nie rozryczę się i teraz. Zacisnęłam z całych sił powieki i oparłam się o ścianę odchylając głowę do tyłu wyszeptałam sama do siebie:
-Nic nie czuj, nie czuj nic, nie czuj...
Gdy otarłam oczy wzięłam do rąk plecak i czarną skórzaną kurtkę otworzyłam okno i wyszłam przez nie na otoczone białym płotem podwórko. Szybko go przeskoczyłam i zaczęłam biec przed siebie. Jak najdalej. Musiałam się opanować, przemyśleć, ułożyć wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.

ŁUP

Zanim się obejrzałam leżałam dupą na ziemi.
-Przepraszam, nie zauważyłam Cię.-Powiedziałam patrząc z dołu na bruneta o prawie czarnych hipnotyzujących oczach i kolczykiem w dolnej wardze.
-W porządku.-Wzruszył ramionami i podał mi dłoń.- Nic ci nie jest?
-Nic, dziękuję.- Złapałam jego dłoń, a on z wielką łatwością podciągnął mnie w górę. Gdy stanęłam stabilnie na swoich nogach zauważyłam, że chłopak jest ode mnie wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów...Oh jak ja kocham te swoje sto sześćdziesiąt dwa centymetry...Kocham po prostu..

Brunet przyglądał mi się uważnie przez dłuższy czas.
- Jak brzmi twoje imię śliczna?- Spytał w końcu, wciąż obserwując każdy mój ruch.
-Alexandra. A twoje?- Kiwnęłam głową w stronę pobliskiej ławeczki dając mu tym samym znak, że chcę usiąść. Zrozumiał od razu.
-Nicolas, ale większość mówi do mnie Nick lub Nico.- Uśmiechnął się do mnie delikatnie.- Co tu robisz?Sama. Z plecakiem. Wyglądając jakbyś miała ochotę płakać.
Speszyłam się delikatnie.
-Aż tak to widać?-Mruknęłam niezadowolona.- Uciekłam z tej popieprzonej rodziny zastępczej..A ty? Co tu robisz?-Poprawiłam się na ławce i patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.
-No cóż....Uciekałem przed potworami i takie tam..- Spuścił wzrok na swoje czarne znoszone trampki.
-Potworami?- Spojrzałam na niego pytająco.
-No..dokładniej jednym. Empuzą.
-CZEKAJ....Empuza to takie wielkie bydle, które chciało ze mnie wyssać krew dwa lata temu?- Potrząsnęłam jogo ramieniem na tyle mocno, żeby zarzucić nim na wszystkie strony świata.
-Eeeee? To ty wiesz kim jesteś?..-Nick był dosyć zszokowany.
-Jasne, że wiem. Jak mogłabym się nie skapnąć po piętnastu latach życia, że jestem półboginią?- Prychnęłam i z powrotem opadłam na ławkę.-Hmmm...Skoro CIEBIE goniła empuza to... chyba trzeba stąd wiać. Nie sądzisz? -Spojrzałam na niego spod opadającej mi na oczy grzywki.
-Sądzę.-Zaśmiał się, wstał i podał mi rękę (znowu) złapałam ją i po chwili szliśmy skołować sobie jakiś transport.
-Eeeeee..Nick?
-Co?- Spytał patrząc na mnie niezrozumiale.
-Dokąd my właściwie się udajemy?-Spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
-Do Obozu Herosów.- Odpowiedział i ruszył w stronę pobliskiego parkingu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz