sobota, 15 sierpnia 2015

"Tymczasem jednak najlepszym, co mógł zrobić, było trzymać się starej zasady: "Idź do przodu". Nie daj się zatrzymać. Nie myśl o tym, co złe. Uśmiechaj się i żartuj, nawet jeśli nie jest ci do śmiechu."

Rick Riordan - Krew Olimpu

<Claudia>

-OTWIERAĆ!! -Ktoś dobijał się do drzwi od dobrych pięciu minut.
-Co na Hadesa?! -Krzyknął Nico niechętnie zwlekając się ze swojego ukochanego łóżka z czarną pościelą w czaszki. Podszedł do drzwi po drodze zawadzając o kupkę brudnych ubrań, których nigdy nie chciało mu się podnieść. -Co jest?! Dionizos rozdaje wino za darmo czy co?! -Wydzierał się zrzucając z nogi skarpetkę w grochy. Zachichotałam i mocniej wtuliłam się w poduszkę widząc jego spojrzenie zabójcy, którego nie powstydziłaby się nawet Clarisse. Z chęci "posłania mnie do tatusia" wyrwało go nachalne walenia do drzwi. 
-No Nico...pozwolisz, żeby tajemniczy gość czekał aż ruszysz ten swój spasiony tyłek z bokserkami w jednorożce? -Zaśmiałam się i w odpowiedzi dostałam w twarz z przepoconej koszulki brata. Osoba za drzwiami zaniosła się serdecznym śmiechem, który od razu poznałam. Nico w końcu otworzył drzwi i od razu przybrał flirciarski ton:
-No witaj piękna. -Puścił oko do stojącej w progu brunetki znanej powszechnie jako Sierra Low.Ponownie wybuchnęłam śmiechem i rzuciłam w niego poduszką. -AUUUUU..Co ty odwalasz sis?- Oburzył się "krwiożerczy konik". Posłałam mu znaczące spojrzenie.
-Jednorożce ruszyły na żer.-Kolejna salwa śmiechu wstrząsnęła moim ciałem.Chłopak spojrzał w dół i natychmiast chwycił za poduszkę leżącą u jego stóp i przycisnął ją do swojej dolnej partii ciała. Sierra nie zdołała ukryć przede mną płomiennego rumieńca. Nico tylko chrząknął coś pod nosem niezrozumiale i pognał ile sił do łazienki. Biedne dziecko...Jest skazany na mnie.
-Takiego ranka się nie spodziewałaś, co? -Spytałam i pokazałam jej by usiadła obok.
-Jakiego ranka? Jest grubo po trzynastej! Dlatego po Was przyszłam. Nie wiem o co chodzi, ale Ares szuka kilku osób, w których jesteś po Obozie od kiedy tylko zadzwoniły dzwony na śniadanie. -Wyjaśniła, a ja jak oparzona wyskoczyłam spod kołdry.
-Nico, won z łazienki! I nie zużyj całej pasty o smaku żelków! -Ciągnęłam za klamkę. Czego Ares może od nas chcieć? Robi nagłe zebranie? Tak w biały dzień? Przecież zawsze prosił Artemidę, by z nami pogadała w jego imieniu, bo "On przecież nie będzie gadał z dzieciakami."...
-No już, już. Najpierw prawie drzwi wykopują, a teraz z własnej łazienki wywalają...Kobiety! -Wyrzucił z siebie złość i głośno westchnął z bezradności.
-Skończyłeś się już nad sobą użalać? Dbam o to byś się wyrobił na już i tak spóźnione zajęcia z szermierki. Poza tym nie chcę by Ares przysmażył mi tyłek za spóźnienie, bo Ty nie umiałeś spłukać wody! -Kopałam w drewniane drzwi, aż dopięłam swego. Nico wreszcie opuścił sale tronową, a ja mogłam się szybko ogarnąć. Naraziłam się ognistej głowie!
Wybiegłam wraz z przyjaciółką z domku i potrącając po drodze paru półbogów dotarłam pod wielki dom, gdzie Chejron razem z Panem D. grali w remika, a Ares w swej ciężkiej zbroi, niczym żółwia skorupa, rozglądał się po tłumie obozowiczów. Nagle obok mnie pojawili się Annabeth, Percy, Luke, Clarisse, a u boku Chejrona, jak spod ziemi, wyrosła Thalia i Pan Niebios. Co to za zbiegowisko? Co ja robię pośród nich?
-Ej..Wiecie o co chodzi? -Spytał lekko wkurzony Percy ukradkiem spoglądając na Annabeth i Luke'a.
-Mnie nie pytaj, dopiero wstałam...-Ziewnęłam i klepnęłam go w plecy.Gdy tylko weszliśmy na werandę bóg wojny jakby się rozchmurzył.
-Witajcie! -Zeus jak zwykle pokazywał swą wielkość. -Pewnie zastanawiacie się po co kazaliśmy wam się tu stawić. -Rozłożył ręce wskazując na otoczenie.W jego głosie wyczułam delikatną łaskę. Jakby każde słowo wypowiedziane do nas było obrazą dla niego.- Ale to już wytłumaczy Ares, ponieważ ja muszę wracać na Olimp.
-Żegnaj Panie. -Pochyliliśmy wszyscy głowy z szacunkiem.No...prawie wszyscy..Percy i Luke nic nie robili sobie z obecności Pana Niebios tutaj.Jak zwykle zresztą.Tylko, że oboje z różnych powodów.Czasem wydają się tak bardzo do siebie podobni, a czasem tak bardzo różni.To fascynujące..
Bóg zniknął tak nagle, jak się pojawił.
-No więc..- Zaczął Ares.-Sprowadziłem was tu, gdyż potrzebna mi jest wasza pomoc..Chcę, abyście sprowadzili do obozu jedną dziewczynę..
-EKHEM..-Odchrząknął Chejron
-No dobra dwie..-Bóg przewrócił oczami.
-Zgaduję, że jedna z nich to twoja córka.-Mruknął Percy zaciskając ręce w kieszeniach.Miał na pieńku z Aresem już od kilku dobrych lat.Zaczęło się podobno jeszcze zanim trafiłam do obozu.Niestety nikt nigdy nie chciał mnie oświecić co się stało, że ten konflikt w ogóle wybuchł.Nasz boski rozmówca łamane na zleceniodawca kiwnął głową.
-Super..Kolejna siostra do kolekcji..A co jeśli ja nie chcę?..-Clarisse przewróciła zirytowana oczami, po czym posłała wszystkim zabójcze spojrzenie, które zatrzymała na swym ojcu.
-Ej..Clarisse...Chcesz snickersa?- Spytał  Percy kładąc jej prawą rękę na ramieniu, a lewą sięgając do kieszeni by wyjąć z niej batona.
-Co?..-Spojrzała ze zdziwieniem na wyciągniętą w jej stronę rękę Jacksona.
-Zaczynasz gwiazdorzyć..-Wybuchnęliśmy śmiechem, tylko Ares i jego córka byli jacyś tacy markotni. Czułam, że synowi Posejdona dostanie się za ten żart, jak nie od Boga Wojny to od jego córki.
-Czy to Cię śmieszy Jackson? Mnie ten kawał jakoś nie porwał. Może dyscypliny nauczy Cię niezły wycisk podczas treningów, hm? -Spytał groźnie Ares mrożąc wzrokiem chłopakowi krew w żyłach. Teraz to śmiech Clarisse zagłuszył głupią ciszę.
-Aresie, może później... -Wtrącił się Chejron klepiąc boga po ramieniu. Następnie z delikatnym uśmiechem, widniejącym na jego promiennej twarzy, zwrócił się do nas. -Czeka Was poważne zadanie. Musicie być ostrożni. Macie wrócić wszyscy cali i zdrowi. Mam również nadzieję, że te dwie dziewczyny także nie przybędą na noszach. -Dodał życzliwie.
- Czyli na nasze wsparcie czekają jakieś dwie damulki? -Westchnęła Annabeth. Nie wyglądała
na zadowoloną, że ma ryzykować życie dla dwóch nieznajomych, czując na sobie ciężar kłótni Luke'a i Percy'ego. Współczuję jej troszkę, w końcu sama nie tryskałabym entuzjazmem, gdybym miała na karku dwóch facetów, zachowujących się czasem gorzej niż pięciolatki.
Mimo częstych sprzeczek, które Luke powoduje w obozie, to nic osobiście do niego nie mam. A nawet podziwiam go za odwagę i silny charakter. Ja nigdy nie wróciłabym do tego Obozu, po takiej akcji. A on zdaje się być odporny na zaczepki innych, nie interesuje go zbytnio co o nim myślą...A przynajmniej ja tak sądzę po jego zachowaniu.
-Ktoś jeszcze ma jakieś uwagi? -Ares zmroził nas wzrokiem. Głupek, przerwał mi rozmyślanie! Chętnie bym mu zgasiła ten jego zapłon do rozmów! Żadne z nas jednak nie odważyło się nawet w tej chwili kiwnąć palcem.-Nie?To świetnie.Ruszacie o świcie.-Ostatnie lodowate spojrzenie i zniknął jakby go nigdy nie było.


<Alison>
Już niedaleko do obozu herosów.Czuję, że się zbliżamy.Czuję to coraz silniej.Odkąd pojawiła się tamta nimfa...wszystko się zmieniło...Czuję się silniejsza niż kiedykolwiek.Czuję, że mogłabym zrobić coś naprawdę wielkiego..

Ten człowiek, którego widziałyśmy.Znam go. To ojciec Julii - Ares. A skoro bóg we własnej osobie postanowił sprawdzić co słychać u jego córki to coś się musi dziać. I to coś poważnego.

-Ali.. Dokąd my właściwie idziemy? -Spytała Ana przyspieszając kroku, aby mnie dogonić.
-Idziemy do..- Już chyba nadszedł czas by powiedzieć jej prawdę.Spojrzałam na nią jednocześnie się zatrzymując. - Idziemy do Obozu Herosów. -Wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.Siostra patrzyła na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem, ale i zdziwieniem.W końcu jednak wzruszyła ramionami i ruszyła dalej.
-No naresssszzzzciee...-Usłyszałam za sobą zachrypnięty syk. Odwróciłam się szybko przywołując do siebie mój kochany miecz. Naprzeciw mnie stały Euriale i Steno. Dwie z trzech gorgon.
-Jeszcze wam się nie znudziło atakowanie nas? - Mruknęła Anastasia robiąc młynek mieczem.
-Nieee ssspoczniemy ażżż wasss nie zabijemyy. - Spojrzałam na Julię. "Dwa" poruszyła niesłyszalnie ustami i zaatakowała Steno. Mi do załatwienia została Euralie. Wykonałam szybkie cięcie rozcinając jej twarz, jednak rana natychmiast zniknęła. Dwa mocne ciosy i znów szybkie cięcie.Jeden z silnych ataków gorgony i poczułam jak czerwona ciecz spywa po mojej twarzy.Tym razem wykonałam szybki młynek i głowa gorgony opadła na ziemię po czym zamieniła się w pył. Z wysiłku upadłam na ziemię, lecz instynktownie obróciłam się w stronę dochodzącego do mnie głosu Julii. Uśmiechnęłam się na widok Ann wbijającej stygijskie żelazo w ciało Steno. Ciemnowłosa wsparła się na mieczu, a ja wstałam, odsyłając moją broń podeszłam do Julii.
-Pora ruszać dalej. Nie możemy się zatrzymać teraz..Kiedy jesteśmy tak blisko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz