piątek, 25 września 2015


"Niektórym ludziom, się wydaje, że dobro od zła oddzielają grube odblaskowe linie. Że można samemu dokonać takiego podziału, a potem spokojnie spać. Bo wszystko jest, jak należy."

Tahereh Mafi - Sekret Julii 


<Luke> 

-Wszyscy gotowi? -Głos Chejrona rozniósł się po werandzie wielkiego domu, gdzie zebraliśmy się całą piątką czekając na oficjalne rozpoczęcie misji.
Słońce leniwie wschodzi na wypełnione kolorami zimowe niebo.Odgania chmury swoim chłodnym blaskiem.Swoim majestatem wielkości.Powoli wspina się po widnokręgu na wyznaczone miejsce, na które wschodzi codziennie przez tysiące lat.
-Mam nadzieję, że nie zginiecie, podczas tej wyprawy..-Mruknęła Rachel smutno i odeszła do swojej jaskini. Bez dłuższych ceregieli ruszyliśmy w drogę. Przez długi czas szliśmy w kompletnej ciszy. Po raz pierwszy odezwała się Claudia:
-Toooooo...Zjemy coś?-Wypaliła z iskierką nadziei w oczach.- Proponuje...KEBABY..
Wszyscy zignorowaliśmy jej plan`1 i ruszyliśmy dalej. Za co dziewczyna ze złością tupnęła nogą i krzyknęła:
-No nie bądźcie tacy poważni...Nie po to użeram się z Nico, żeby przez całe życie mieć do czynienia z trupami lub ludźmi sztywnymi tak jak oni...To może chociaż poszukajmy łazienki, co?...
-Serio Claudia? Serio?..- Wywróciłem oczami na słowa rudej córki boga podziemi. Dziewczyna od razu zmieniła nastawienie,
<Claudia>

Super..Jak nie Nico to teraz jeszcze on. Tatuś by go polubił...
Obrzuciłam króla złodziei surowym spojrzeniem i wycedziłam przez zęby:
-Posłuchaj mnie ty latający kapciu wyglądasz na mądrego człowieka więc myślę, że mnie zrozumiesz, nie to co niektórzy..-Spojrzałam znacząco w stronę Percego.- Wiem, że jest Ci ciężko znów stać się częścią obozu, ale poluzuj skrzydełka, bo zbyt daleko nie dolecisz.Nie musisz całe życie być taki poważny i udawać zgorzkniałego. -Ucięłam i nastała niezręczna cisza. Po czym Clarisse dumnie powiedziała:
-Chyba znalazłam zguby..
<Alison>

Super kolejne cholerne potwory.. Mój miecz właśnie rozciął empuzę, a jej srebrzyste prochy rozwiał wiatr.Spojrzałam za siebie na walczącą aktualnie z piekielnym ogarem Anę. Radziła sobie całkiem nieźle sądząc po tym, że cała już była w śluzie różnych potworów.
Niespodziewanie na lewo od miejsca, w którym stałam usłyszałam głośny ryk. Od razu odwróciłam się w tamtą stronę, przed sobą ujrzałam wielkiego na trzy metry cyklopa łypiącego na mnie nienawistnie jednym okiem na środku głowy. Ruszył do ataku. Zanim zdążyłam ruszyć się choćby na krok, usłyszałam przeraźliwy krzyk Anastasi ekspresowo obróciłam się w jej stronę. Jedna z atakujących ją empuz przyciskała ją do ziemi odcinając dopływ krwi. Bez chwili zastanowienia ruszyłam na nią całkowicie zapominając o pędzącym ku mi cyklopie. Gdy jeden z moich sztyletów wbiłam w ciało potwora próbującego zabić moją młodszą siostrę, druga z empuz stwierdziła, że czas pomóc cyklopowi w zabiciu mnie. Szybko odciągnęłam nieprzytomną Anę z pola bitwy i zaczęłam walczyć na przemian to z empuzą, to z cyklopem, Nie było to wcale takie proste, ponieważ potwory napierały na mnie naprzemiennie. 
Niespodziewanie empuza wytrąciła mi miecz z ręki zbyt silnym uderzeniem, który go wyrwał i odrzucił sto metrów dalej. Zanim zdążyłam nawet ruszyć się w jego stronę poczułam, że cyklop zamachnął się swoją długą maczugą, ale ktoś zablokował cios, który najpewniej zabiłby mnie. Był to wysoki blondyn z podłużną blizną na policzku. Odparował cios mieczem, nagle zauważyłam, że z lasu nadbiega czworo ludzi z mieczami w rękach. To jest ostatnie co pamiętam, później była tylko ciemność. Zemdlałam.

<Alexandra>


-JESTEŚ BEZNADZIEJNA! -Usłyszałam krzyk tuż obok mojej twarzy. Podniosłam wzrok na moją matkę zastępczą.
-Wiem, mamo...- Odpowiedziałam jej i wstałam od stołu w kuchni, przy którym do tej pory siedziałam. Wyszłam z pomieszczenia kierując swoje kroki w stronę mojego tymczasowego pokoju. Złapałam za plecak stojący w rogu pokoju i zaczęłam wrzucać do niego pierwsze lepsze rzeczy które mogły mi się przydać. Łzy cisnęły mi się do oczu, jednak nie pozwoliłam im spłynąć. Nie płakałam nawet w chwili śmierci brata, nie rozryczę się i teraz. Zacisnęłam z całych sił powieki i oparłam się o ścianę odchylając głowę do tyłu wyszeptałam sama do siebie:
-Nic nie czuj, nie czuj nic, nie czuj...
Gdy otarłam oczy wzięłam do rąk plecak i czarną skórzaną kurtkę otworzyłam okno i wyszłam przez nie na otoczone białym płotem podwórko. Szybko go przeskoczyłam i zaczęłam biec przed siebie. Jak najdalej. Musiałam się opanować, przemyśleć, ułożyć wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.

ŁUP

Zanim się obejrzałam leżałam dupą na ziemi.
-Przepraszam, nie zauważyłam Cię.-Powiedziałam patrząc z dołu na bruneta o prawie czarnych hipnotyzujących oczach i kolczykiem w dolnej wardze.
-W porządku.-Wzruszył ramionami i podał mi dłoń.- Nic ci nie jest?
-Nic, dziękuję.- Złapałam jego dłoń, a on z wielką łatwością podciągnął mnie w górę. Gdy stanęłam stabilnie na swoich nogach zauważyłam, że chłopak jest ode mnie wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów...Oh jak ja kocham te swoje sto sześćdziesiąt dwa centymetry...Kocham po prostu..

Brunet przyglądał mi się uważnie przez dłuższy czas.
- Jak brzmi twoje imię śliczna?- Spytał w końcu, wciąż obserwując każdy mój ruch.
-Alexandra. A twoje?- Kiwnęłam głową w stronę pobliskiej ławeczki dając mu tym samym znak, że chcę usiąść. Zrozumiał od razu.
-Nicolas, ale większość mówi do mnie Nick lub Nico.- Uśmiechnął się do mnie delikatnie.- Co tu robisz?Sama. Z plecakiem. Wyglądając jakbyś miała ochotę płakać.
Speszyłam się delikatnie.
-Aż tak to widać?-Mruknęłam niezadowolona.- Uciekłam z tej popieprzonej rodziny zastępczej..A ty? Co tu robisz?-Poprawiłam się na ławce i patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.
-No cóż....Uciekałem przed potworami i takie tam..- Spuścił wzrok na swoje czarne znoszone trampki.
-Potworami?- Spojrzałam na niego pytająco.
-No..dokładniej jednym. Empuzą.
-CZEKAJ....Empuza to takie wielkie bydle, które chciało ze mnie wyssać krew dwa lata temu?- Potrząsnęłam jogo ramieniem na tyle mocno, żeby zarzucić nim na wszystkie strony świata.
-Eeeee? To ty wiesz kim jesteś?..-Nick był dosyć zszokowany.
-Jasne, że wiem. Jak mogłabym się nie skapnąć po piętnastu latach życia, że jestem półboginią?- Prychnęłam i z powrotem opadłam na ławkę.-Hmmm...Skoro CIEBIE goniła empuza to... chyba trzeba stąd wiać. Nie sądzisz? -Spojrzałam na niego spod opadającej mi na oczy grzywki.
-Sądzę.-Zaśmiał się, wstał i podał mi rękę (znowu) złapałam ją i po chwili szliśmy skołować sobie jakiś transport.
-Eeeeee..Nick?
-Co?- Spytał patrząc na mnie niezrozumiale.
-Dokąd my właściwie się udajemy?-Spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
-Do Obozu Herosów.- Odpowiedział i ruszył w stronę pobliskiego parkingu.

sobota, 15 sierpnia 2015

"Tymczasem jednak najlepszym, co mógł zrobić, było trzymać się starej zasady: "Idź do przodu". Nie daj się zatrzymać. Nie myśl o tym, co złe. Uśmiechaj się i żartuj, nawet jeśli nie jest ci do śmiechu."

Rick Riordan - Krew Olimpu

<Claudia>

-OTWIERAĆ!! -Ktoś dobijał się do drzwi od dobrych pięciu minut.
-Co na Hadesa?! -Krzyknął Nico niechętnie zwlekając się ze swojego ukochanego łóżka z czarną pościelą w czaszki. Podszedł do drzwi po drodze zawadzając o kupkę brudnych ubrań, których nigdy nie chciało mu się podnieść. -Co jest?! Dionizos rozdaje wino za darmo czy co?! -Wydzierał się zrzucając z nogi skarpetkę w grochy. Zachichotałam i mocniej wtuliłam się w poduszkę widząc jego spojrzenie zabójcy, którego nie powstydziłaby się nawet Clarisse. Z chęci "posłania mnie do tatusia" wyrwało go nachalne walenia do drzwi. 
-No Nico...pozwolisz, żeby tajemniczy gość czekał aż ruszysz ten swój spasiony tyłek z bokserkami w jednorożce? -Zaśmiałam się i w odpowiedzi dostałam w twarz z przepoconej koszulki brata. Osoba za drzwiami zaniosła się serdecznym śmiechem, który od razu poznałam. Nico w końcu otworzył drzwi i od razu przybrał flirciarski ton:
-No witaj piękna. -Puścił oko do stojącej w progu brunetki znanej powszechnie jako Sierra Low.Ponownie wybuchnęłam śmiechem i rzuciłam w niego poduszką. -AUUUUU..Co ty odwalasz sis?- Oburzył się "krwiożerczy konik". Posłałam mu znaczące spojrzenie.
-Jednorożce ruszyły na żer.-Kolejna salwa śmiechu wstrząsnęła moim ciałem.Chłopak spojrzał w dół i natychmiast chwycił za poduszkę leżącą u jego stóp i przycisnął ją do swojej dolnej partii ciała. Sierra nie zdołała ukryć przede mną płomiennego rumieńca. Nico tylko chrząknął coś pod nosem niezrozumiale i pognał ile sił do łazienki. Biedne dziecko...Jest skazany na mnie.
-Takiego ranka się nie spodziewałaś, co? -Spytałam i pokazałam jej by usiadła obok.
-Jakiego ranka? Jest grubo po trzynastej! Dlatego po Was przyszłam. Nie wiem o co chodzi, ale Ares szuka kilku osób, w których jesteś po Obozie od kiedy tylko zadzwoniły dzwony na śniadanie. -Wyjaśniła, a ja jak oparzona wyskoczyłam spod kołdry.
-Nico, won z łazienki! I nie zużyj całej pasty o smaku żelków! -Ciągnęłam za klamkę. Czego Ares może od nas chcieć? Robi nagłe zebranie? Tak w biały dzień? Przecież zawsze prosił Artemidę, by z nami pogadała w jego imieniu, bo "On przecież nie będzie gadał z dzieciakami."...
-No już, już. Najpierw prawie drzwi wykopują, a teraz z własnej łazienki wywalają...Kobiety! -Wyrzucił z siebie złość i głośno westchnął z bezradności.
-Skończyłeś się już nad sobą użalać? Dbam o to byś się wyrobił na już i tak spóźnione zajęcia z szermierki. Poza tym nie chcę by Ares przysmażył mi tyłek za spóźnienie, bo Ty nie umiałeś spłukać wody! -Kopałam w drewniane drzwi, aż dopięłam swego. Nico wreszcie opuścił sale tronową, a ja mogłam się szybko ogarnąć. Naraziłam się ognistej głowie!
Wybiegłam wraz z przyjaciółką z domku i potrącając po drodze paru półbogów dotarłam pod wielki dom, gdzie Chejron razem z Panem D. grali w remika, a Ares w swej ciężkiej zbroi, niczym żółwia skorupa, rozglądał się po tłumie obozowiczów. Nagle obok mnie pojawili się Annabeth, Percy, Luke, Clarisse, a u boku Chejrona, jak spod ziemi, wyrosła Thalia i Pan Niebios. Co to za zbiegowisko? Co ja robię pośród nich?
-Ej..Wiecie o co chodzi? -Spytał lekko wkurzony Percy ukradkiem spoglądając na Annabeth i Luke'a.
-Mnie nie pytaj, dopiero wstałam...-Ziewnęłam i klepnęłam go w plecy.Gdy tylko weszliśmy na werandę bóg wojny jakby się rozchmurzył.
-Witajcie! -Zeus jak zwykle pokazywał swą wielkość. -Pewnie zastanawiacie się po co kazaliśmy wam się tu stawić. -Rozłożył ręce wskazując na otoczenie.W jego głosie wyczułam delikatną łaskę. Jakby każde słowo wypowiedziane do nas było obrazą dla niego.- Ale to już wytłumaczy Ares, ponieważ ja muszę wracać na Olimp.
-Żegnaj Panie. -Pochyliliśmy wszyscy głowy z szacunkiem.No...prawie wszyscy..Percy i Luke nic nie robili sobie z obecności Pana Niebios tutaj.Jak zwykle zresztą.Tylko, że oboje z różnych powodów.Czasem wydają się tak bardzo do siebie podobni, a czasem tak bardzo różni.To fascynujące..
Bóg zniknął tak nagle, jak się pojawił.
-No więc..- Zaczął Ares.-Sprowadziłem was tu, gdyż potrzebna mi jest wasza pomoc..Chcę, abyście sprowadzili do obozu jedną dziewczynę..
-EKHEM..-Odchrząknął Chejron
-No dobra dwie..-Bóg przewrócił oczami.
-Zgaduję, że jedna z nich to twoja córka.-Mruknął Percy zaciskając ręce w kieszeniach.Miał na pieńku z Aresem już od kilku dobrych lat.Zaczęło się podobno jeszcze zanim trafiłam do obozu.Niestety nikt nigdy nie chciał mnie oświecić co się stało, że ten konflikt w ogóle wybuchł.Nasz boski rozmówca łamane na zleceniodawca kiwnął głową.
-Super..Kolejna siostra do kolekcji..A co jeśli ja nie chcę?..-Clarisse przewróciła zirytowana oczami, po czym posłała wszystkim zabójcze spojrzenie, które zatrzymała na swym ojcu.
-Ej..Clarisse...Chcesz snickersa?- Spytał  Percy kładąc jej prawą rękę na ramieniu, a lewą sięgając do kieszeni by wyjąć z niej batona.
-Co?..-Spojrzała ze zdziwieniem na wyciągniętą w jej stronę rękę Jacksona.
-Zaczynasz gwiazdorzyć..-Wybuchnęliśmy śmiechem, tylko Ares i jego córka byli jacyś tacy markotni. Czułam, że synowi Posejdona dostanie się za ten żart, jak nie od Boga Wojny to od jego córki.
-Czy to Cię śmieszy Jackson? Mnie ten kawał jakoś nie porwał. Może dyscypliny nauczy Cię niezły wycisk podczas treningów, hm? -Spytał groźnie Ares mrożąc wzrokiem chłopakowi krew w żyłach. Teraz to śmiech Clarisse zagłuszył głupią ciszę.
-Aresie, może później... -Wtrącił się Chejron klepiąc boga po ramieniu. Następnie z delikatnym uśmiechem, widniejącym na jego promiennej twarzy, zwrócił się do nas. -Czeka Was poważne zadanie. Musicie być ostrożni. Macie wrócić wszyscy cali i zdrowi. Mam również nadzieję, że te dwie dziewczyny także nie przybędą na noszach. -Dodał życzliwie.
- Czyli na nasze wsparcie czekają jakieś dwie damulki? -Westchnęła Annabeth. Nie wyglądała
na zadowoloną, że ma ryzykować życie dla dwóch nieznajomych, czując na sobie ciężar kłótni Luke'a i Percy'ego. Współczuję jej troszkę, w końcu sama nie tryskałabym entuzjazmem, gdybym miała na karku dwóch facetów, zachowujących się czasem gorzej niż pięciolatki.
Mimo częstych sprzeczek, które Luke powoduje w obozie, to nic osobiście do niego nie mam. A nawet podziwiam go za odwagę i silny charakter. Ja nigdy nie wróciłabym do tego Obozu, po takiej akcji. A on zdaje się być odporny na zaczepki innych, nie interesuje go zbytnio co o nim myślą...A przynajmniej ja tak sądzę po jego zachowaniu.
-Ktoś jeszcze ma jakieś uwagi? -Ares zmroził nas wzrokiem. Głupek, przerwał mi rozmyślanie! Chętnie bym mu zgasiła ten jego zapłon do rozmów! Żadne z nas jednak nie odważyło się nawet w tej chwili kiwnąć palcem.-Nie?To świetnie.Ruszacie o świcie.-Ostatnie lodowate spojrzenie i zniknął jakby go nigdy nie było.


<Alison>
Już niedaleko do obozu herosów.Czuję, że się zbliżamy.Czuję to coraz silniej.Odkąd pojawiła się tamta nimfa...wszystko się zmieniło...Czuję się silniejsza niż kiedykolwiek.Czuję, że mogłabym zrobić coś naprawdę wielkiego..

Ten człowiek, którego widziałyśmy.Znam go. To ojciec Julii - Ares. A skoro bóg we własnej osobie postanowił sprawdzić co słychać u jego córki to coś się musi dziać. I to coś poważnego.

-Ali.. Dokąd my właściwie idziemy? -Spytała Ana przyspieszając kroku, aby mnie dogonić.
-Idziemy do..- Już chyba nadszedł czas by powiedzieć jej prawdę.Spojrzałam na nią jednocześnie się zatrzymując. - Idziemy do Obozu Herosów. -Wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.Siostra patrzyła na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem, ale i zdziwieniem.W końcu jednak wzruszyła ramionami i ruszyła dalej.
-No naresssszzzzciee...-Usłyszałam za sobą zachrypnięty syk. Odwróciłam się szybko przywołując do siebie mój kochany miecz. Naprzeciw mnie stały Euriale i Steno. Dwie z trzech gorgon.
-Jeszcze wam się nie znudziło atakowanie nas? - Mruknęła Anastasia robiąc młynek mieczem.
-Nieee ssspoczniemy ażżż wasss nie zabijemyy. - Spojrzałam na Julię. "Dwa" poruszyła niesłyszalnie ustami i zaatakowała Steno. Mi do załatwienia została Euralie. Wykonałam szybkie cięcie rozcinając jej twarz, jednak rana natychmiast zniknęła. Dwa mocne ciosy i znów szybkie cięcie.Jeden z silnych ataków gorgony i poczułam jak czerwona ciecz spywa po mojej twarzy.Tym razem wykonałam szybki młynek i głowa gorgony opadła na ziemię po czym zamieniła się w pył. Z wysiłku upadłam na ziemię, lecz instynktownie obróciłam się w stronę dochodzącego do mnie głosu Julii. Uśmiechnęłam się na widok Ann wbijającej stygijskie żelazo w ciało Steno. Ciemnowłosa wsparła się na mieczu, a ja wstałam, odsyłając moją broń podeszłam do Julii.
-Pora ruszać dalej. Nie możemy się zatrzymać teraz..Kiedy jesteśmy tak blisko...

niedziela, 19 lipca 2015


"Nie wolno przekreślać nikogo z rodziny,niezależnie od tego,jak ten ktoś się o to stara.Nie ważne,jak bardzo cię nienawidzą,jak cię zawstydzają albo po prostu nie doceniają twojego geniuszu,mimo że wynalazłeś internet..." 

Rick Riordan- Morze Potworów

<Anastasia > 
Jestem już zmęczona tą nieustanną ucieczką. Ani dnia spokoju.W ustach nie miałam nic od jakiś dwóch dni. Mam tyle ran,że ledwo trzymam się na nogach. Nie wytrzymamy już długo. Żadna z nas. Ali stara się nie pokazywać mi, że robi się beznadziejnie, ale odkąd moje umiejętności zaczęły się uaktywniać jest tylko gorzej i gorzej.Zapach mojej krwi w połączeniu z zapachem krwi Alison jest wystarczająco silny by wyczuły nas potwory w promieniu jakiś stu mil.Nasz cel? Przeżyć, uciec. Kiedyś spotkałyśmy chłopaka, który był taki jak my i zmierzał do miejsca zwanego Obóz Herosów. Mówił, że tam byłybyśmy bezpieczne. Podróżował z nami przez jakiś czas a potem zniknął i już nigdy się nie pojawił.Zniknął nie pozostawiając nam żadnych wskazówek jak trafić do tego całego obozu. Od kilku dni podróżujemy w kierunku Nowego Yorku. Nie wiem po co, ale wiem że Clary ma ostatnio bzika na punkcie tego kierunku, nie możemy nawet na chwilkę go zmienić, bo zaczyna panikować i się wściekać. A gdy jest wściekła jej zazwyczaj niebiesko-zielone oczy stają się przerażająco czarne, tak samo zresztą jak jej blond włosy.Wokół niej roztacza się wtedy mrok.Mrok tak straszny,że wolę się trzymać z daleka.Kiedyś przebywałyśmy na jednej z wysp w pobliżu Grecji gdzie zaatakowały nas uskrzydlone staruchy z wężami zamiast włosów i przekrwionymi oczami, gdy zobaczyły przemienioną Alison szybko cofnęły się i odfrunęły.To była jej najgorsza przemiana, mrok wyczuwalny był na odległość co najmniej trzech mil, bezchmurne niebo nagle zamieniło się w burzowe chmury, a czarne włosy i oczy przerażały swą surowością, nienawiścią i chęcią odwetu. Czasem nawet myślę, że to coś znaczy, że to może być jakaś klątwa, albo...albo Ali jest córką któregoś z bogów rozsiewających wokoło mrok.Przypuszczalnie Hadesa, lub ewentualnie Aresa.


Kiedy uciekłyśmy z domu miałam trzy latka.Mimo tego, że teraz martwimy się o przeżycie każdego kolejnego dnia cieszę się, że Clary podjęła decyzję o odejściu i zabrała mnie ze sobą choć byłam malutka.Wciąż pamiętam jakie piekło robiła nam w domu nasza matka. Pamiętam szloch i krew na każdym możliwym fragmencie wiecznie bladego ciała Ali.Pamiętam nieustające krzyki, alkohol w rękach matki, nienawiść w jej oczach i pogardę w głosie gdy tylko zwracała się do nas. Nie mam wątpliwości co do tego, że nienawidziła nas. Nienawidziła nas choćby z tego powodu, że nasi ojcowie odeszli od niej i zostawili dwa bachory pod jej beznadziejną opieką.No cóż sama jest sobie winna.Nikt nie kazał jej zakochiwać się w bogach i mieć z nimi dzieci.


-Jest..-Mruknęła cicho Alison, kiedy weszłyśmy na Manhattan.
-Co jest?-Spytałam rozglądając się wokół, ale zobaczyłam tylko kilkoro dzieci bawiących się radośnie w parku i mnóstwo taksówek jeżdżących w tę i z powrotem po ruchliwej Nowojorskiej ulicy.
-Jesteśmy już niedaleko domu, Ana. Już niedługo będziemy bezpieczne. Obiecuje.- Uklękła przede mną i mocno przytuliła. Nie zdarzało się to zbyt często, ponieważ rzadko kiedy miałyśmy  chwilę spokoju.
-Ali..Nie uważasz, że jest zbyt spokojnie?Już długo nie widziałyśmy żadnych potworów.Co to może znaczyć, jak myślisz?
-Myślę, że powinnyśmy się cieszyć z tego, że nic nie próbuje nas zjeść na przystawkę chociaż raz w roku.
-A ja myślę, że to dziwne.
-Czemu?-Spytała nerwowo rozglądając się po okolicy.
-Ponieważ przez cały rok codziennie nas atakowały, a w tym tygodniu trafiły się może ze trzy.To jest podejrzane.-Szepnęłam cicho wskakując na murek okalający park.
-Podejrzany to jest ten typ.-Odpowiedziała siadając obok mnie.Skierowałam oczy  w kierunku, w którym patrzyła moja starsza siostra.Stał tam wysoki,wysportowany mężczyzna.Miał na sobie czerwony t-shirt, czarną skórzaną kurtkę i ciemne jeansy.Wokół niego roztaczała się aura zabójcy.W jego spojrzeniu było coś znajomego, nie wiem co, ale coś na pewno. Niespodziewanie obok mężczyzny pojawiła się kobieta o blond włosach,oczach w kolorze bursztynu patrzących z pogardą na dwie dziewczyny, które przyglądały się jej towarzyszowi- na nas.Ubrana była w  aksamitną sukienkę w kolorze dojrzałych wiśni, a na jej szyi spoczywała złota kolia. 
-Alison...ruszajmy dalej.-Pociągnęłam siostrę za rękę.
<Luke>

Znów tu jestem.Tyle, że nic nie jest jak dawniej i dobrze wiem, że nigdy już nie będzie.Wszyscy nienawidzą mnie za tę aferę z Kronosem, ale co oni tam wiedzą.A ja nie mam zamiaru im niczego wyjaśniać.Bo po co mają wiedzieć, że jednak mam serce?Że zrobiłem to po to, aby odzyskać matkę?Że chciałem, żeby Thalia była bezpieczna?...
Przecież dla nich jestem potworem, zdrajcą. Nie obchodzi ich to co mam do powiedzenia, już wydali na mnie wyrok. 
"Co on tu robi?Przecież umarł..." -To były ich pierwsze słowa po moim powrocie. Gdyby to ode mnie zależało już nigdy nie przekroczyłbym bariery otaczającej Obóz Herosów, ale nie miałem nic do powiedzenia, jak zwykle zresztą. Chejron potrzebował nowego nauczyciela szermierki i padło na mnie. Nie zdradził mi jednak powodu odejścia mojego poprzednika. Może chciał mi oszczędzić dodatkowego stresu, a może po prostu coś ukrywał.Nie mam pojęcia.

Ich wrogie spojrzenia przeszywają mnie na wskroś.Nie jestem w stanie od nich uciec, odizolować się.Przestałem już nawet próbować nie czuć nic, bo to jest po prostu niewykonalne w przypadku człowieka, który uważany jest za podłego zdrajcę bez serca.Na szczęście istnieje jedna osoba, która mnie rozumie i wspiera mimo wszystko.


"-Ktoś tu jest-Powiedziałem.-I to nie jest zwykły śmiertelnik.Thalia zamarła.-Skąd wiesz?
Nie odpowiedziałem, tylko wstałem.Wyciągnąłem sztylet Hala, głównie po to, by poświecić niebiańskim spiżem.Thalia chwyciła swoją włócznie i wezwała Egidę.Tym razem pilnowałem się, by nie spojrzeć w twarz Meduzy, ale i tak ciarki mi przebiegły po plecach.Nie wiedziałem, czy tarcza jest TĄ Egidą. czy jej repliką wykutą dla herosów, ale czułem promieniującą z niej moc.Zrozumiałem, dlaczego Amalteja chciała, by Thalia ją odnalazła.
Zaczęliśmy się skradać wzdłuż ściany magazynu.
Skręciliśmy w ciemną alejkę, kończącą się ładownią zasypaną starym złomem.
Wskazałem na platformę.
Thalia zmarszczyła czoło.
-Jesteś pewny?-Wyszeptała.
Kiwnąłem głową.
-Coś tam jest.Pod spodem.Czuję to.
W tym momencie rozległo się głośne KLANG. Na platformie zadygotał kawał pordzewiałej blachy.Coś się pod nią kryło - a może był to ktoś.
Podpełzliśmy do ładowni i zatrzymaliśmy się na szczycie stosu złomu.Thalia zniżyła włócznię.Pokazałem jej gestem, by trzymała się z tyłu.Złapałem za tą blachę i bezgłośnie policzyłem : ,,Raz,dwa,trzy!".
Gdy tylko uniosłem blachę, coś na mnie wyskoczyło.-smuga flaneli i blond włosów.I młotek godzący prosto w moją twarz.
Mogło być bardzo źle.Na szczęście po tylu latach różnych potyczek miałem dobry refleks.
Krzyknąłem: ,,Hola!" i zrobiłem unik, po czym złapałem dziewczynkę za przegub.Młotek potoczył się po bruku.
Dziewczynka wyrywała się.Mogła mieć najwyżej siedem lat.
-Dość już potworów!-Krzyknęła, kopiąc mnie po nogach.- Spadaj!
-Uspokój się!
Starałem się ją przytrzymać, ale walczyła jak dzika kotka.Thalia wyglądała na zbyt zaskoczoną, by się poruszyć, włócznię i tarczę trzymała jednak w gotowości.
-Thalia, odłóż tarczę!-Krzyknąłem.-Ona się jej boi!
Thalia ocknęła się.Dotknęła tarczy, która zamieniła się z powrotem w bransoletkę.Opuściła włócznię.
-Hej, dziewczynko.-Powiedziała najłagodniej, jak potrafiła.-Uspokój się.Nie zamierzamy cię skrzywdzić.Jestem Thalia.A to jest Luke.
-Potwory!-Jęknęła dziewczynka.
-Nie.-Zapewniłem ją. Biedactwo już się tak nie wyrywało, ale całe drżało ze strachu.-Ale wiemy o potworach.My też z nimi walczymy.
Obejmowałem ją nadal, nie po to żeby ją obezwładnić, ale raczej uspokoić.W końcu przestała mnie kopać.Była zimna.Wyczuwałem jej żebra pod flanelową piżamą.Zastanawiałem się, od jak dawna nic nie jadła.Była młodsza ode mnie, kiedy uciekłem z domu.
Wciąż była przerażona, ale spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami.Były uderzająco szare,piękne i inteligentne.Półbogini- co do tego nie miałem wątpliwości.
Wyczuwałem, że ma w sobie moc - albo będzie ją miała, jeśli zdoła przeżyć.
-Jesteście tacy jak ja?-Zapytała, a w jej głosie podejrzliwość mieszała się z lekką nadzieją.
-Tak.- Zapewniłem ją.-Jesteśmy...-Zawahałem się, nie będąc pewnym czy już wie kim jest, albo czy w ogóle zna słowo "półbóg".Nie chciałem jej jeszcze bardziej wystraszyć.-No..trudno to wyjaśnić, ale w każdym razie walczymy z potworami.Gdzie jest twoja rodzina?
Dziewczynka spochmurniała.Podbródek jej zadrżał.
-Moja rodzina mnie nienawidzi.Nie chcą mnie.Uciekłam od nich.
Poczułem, że serce mi się kraje.W jej głosie było tyle bólu - znajomego bólu. Spojrzałem
na Thalię i natychmiast bez słów podjęliśmy decyzję. Musimy się zaopiekować tym dzieciakiem. Po tym, co się stało z Halcyonem Greenem...no cóż, to wyglądało jak przeznaczenie.Byliśmy świadkami śmierci półboga, który oddał za nas życie.Teraz znaleźliśmy tę dziewczynkę. To tak, jakbysmy dostali drugą szansę.
Thalia uklękła przy mnie. Położyła rękę na ramieniu dziewczynki.
-Jak masz na imię, mała?
-Annabeth.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.Nigdy nie słyszałem takiego imienia, ale było ładny i chyba do niej pasowało.
-Ładne imię. -Powiedziałem. -Wiesz co, Annabeth?Jesteś bardzo waleczna.Przydałby nam się taki wojownik.
Oczy jej się rozszerzyły.
-Naprawdę?
-No pewnie. [...] Chciałabyś mieć prawdziwą broń zabijającą potwory?To jest niebiański spiż.Działa o wiele lepiej niż młotek.
Annabeth wzięła sztylet i przyglądała mu się w osłupieniu.Wiem...miała najwyżej siedem lat.Co mi przyszło do głowy, żeby dawać jej broń?Ale była półboginią.Musimy siebie chronić. [...] Annabeth spojrzała na mnie z zachwytem w oczach i przez chwilę wydawało mi się, że wszystkie moje problemy znikły.Poczułem się tak, jakbym zrobił coś naprawdę dobrego.I przysiągłem sobie, że nigdy nie pozwolę, by ktoś skrzywdził tę dziewczynkę. [...] Thalia roześmiała się i poczochrała jej włosy.No i w ten sposób było nas już troje.
-Annabeth,lepiej się stąd wynośmy.- Powiedziała Thalia. - Mamy bezpieczne schronienie nad rzeką James.Dostaniesz tam coś do ubrania i do zjedzenia.
Annabeth spoważniała.W jej oczach znowu pojawił się błysk gniewu.
-Ale...nie zabierzecie mnie z powrotem do mojej rodziny?Przyrzeknijcie.
Przełknąłem ślinę. Annabeth była taka młoda, ale już miała za sobą ciężką lekcję, tak jak Thalia i ja.Rodzice nas zawiedli.Bogowie byli okrutni i nieczuli.Półbogowie mogli liczyć tylko na półbogów.
Położyłem rękę na ramieniu Annabeth.
-Jesteś teraz częścią naszej rodziny.I przyrzekam, że nie zawiodę cię , tak jak zawiodły nas nasze rodziny." *

Nie udało mi się dotrzymać obietnicy,a jednak nie odwróciła się ode mnie jak reszta.Wciąż przy mnie była, mimo tego jak wiele krzywd jej wyrządziłem, ale to nie będzie trwało długo.Od niej też zaczęli się powoli odwracać z mojego powodu.Nie chcę, żeby skończyła jak ja. Nie pozwolę na to.
-LUKE!GDZIE JESTEŚ?! -Usłyszałem krzyk Chase i po chwili zza trybun wynurzyła się burza jej blond włosów.Ruszyła w moją stronę, ale nie przestałem ćwiczyć cięć na manekinie już i tak zmasakrowanym przez moje całonocne treningi podczas, których wyładowywałem wszystkie złe emocje i pozwalałem sobie na chwilę słabości. -Ale żeś się ukrył.Szukałam Cię po całym obozie.
-No wiesz Ana...jestem nauczycielem szermierki więc ..raczej logiczne, że ćwiczę na arenie..Co chciałaś?Czemu mnie szukałaś?
-Tak w gruncie rzeczy to nie ja cię szukałam.-Szepnęła uśmiechając się.
-Więc kto?-Spytałem obojętnie.
-Ares...


*Fragment pamiętnika Luke'a 

niedziela, 12 lipca 2015


"Są takie cierpienia, których nie powinno się uśmierzać. Trzeba się z nimi uporać, trzeba się nawet z nimi pogodzić."

Rick Riordan – Krew Olimpu

-Już czas bracie.Trzeba uświadomić dziewczynę kim jest zanim zniszczy świat.- Powiedziała wzburzona Pani Niebios.
-Daj spokój siostro. Ona ma już osiemnaście lat. Raczej nikomu, ani niczemu już nie zagraża.
-Przykro mi Posejdonie, ale tym razem muszę zgodzić się z mą małżonką. Dziewczyna jest zbyt niebezpieczna, aby trzymać ją w niewiedzy przez choćby jeszcze rok. Poza tym znasz przepowiednię Apolla.- Do rozmowy dwóch bogów wtrącił się sam gromowładny Zeus.
-Ojcze...Uważam, że najlepiej będzie ją załatwić.- Odezwał się Ares nie odrywając wzroku od swego miecza, który odbijał światło palącego się ogniska ofiarnego.
-Choć jeden dobrze gada.- Pan Cienia zaklaskał w dłonie i przybił piątkę bogowi wojny.Na naradzie w zimowe przesilenie zebrali się wszyscy Olimpijczycy.Obrady trwały już od jakiegoś czasu, lecz wciąż nie mogli dojść do porozumienia w sprawie jednej z półbogiń, które swą mocą zagrażały zarówno bogom jak ich wrogom.Całe spotkanie odbywało się w wielkiej sali z greckimi kolumnami stworzonymi z marmuru i kości słoniowej tak lśniących, że zwykły śmiertelnik oślepłby od ich blasku.Każdy z bogów siedział na swym tronie.Tron Zeusa był z chmur, a jego wielkość podkreślały pioruny wyrzeźbione na jego oparciu. Hera zaś miała tron ze szczerego złota wysadzanego szmaragdami.Siedzenie Posejdona wykonano z muszli i fal morskich.Ares miał tron z czerwono-czarnych płomieni, które delikatnie tańczyły wokoło jego boskiej postaci.Hades siedział na ludzkich czaszkach,a przy jego nogach siedział trzygłowy pies - Cerber. Tron Hefajstosa był stworzony przez samego boga kowali.Wykonał on go z niebiańskiego spiżu. Wokół Ateny porozrzucane były księgi oraz zwoje z objaśnieniami znaków runicznych i astronomicznych. Ona sama siedziała na wielkim czerwonym fotelu ze złotymi wykończeniami.Tron Afrodyty był pokryty płatkami szkarłatnych róż, a wokół niego latały dwa śnieżnobiałe gołębie.Apollo i Artemida siedzieli na swych srebrno-szafirowych majestatach.Dionizos posiadał tron z winnych latorośli,a w ręce jak zwykle zresztą gdy tylko miał okazję trzymał puchar wina.Natomiast wokoło miejsca Demeter wznosiły się kłosy zbóż,a pod jej nogami leżały jabłka w kolorze świeżej krwi.Hermes unosił się na białym runie jak na chmurze płynącej po niebie w ciepłe sierpniowe dni.
-Nie sądzę,by to był najlepszy pomysł.Gdy jej krew wycieka z ciała, budzi się do życia Gaja.
-Apollinie przestań układać te swoje rymowanki choć na moment! -Krzyknęła Hera, która twierdziła podobnie jak Ares i Hades, że najlepszym z wyjść byłoby zabicie dziewczyny.
-Ale..przecież nie wiadomo czy to właśnie o nią chodzi..-Szepnął coraz bardziej zrozpaczony Pan Mórz
-"Tym razem na tronie boskim kto inny zasiędzie, A piętno nałożone będzie." Ta dziewczyna jest jedyną pierworodną półboginią czy półbogiem, która nosi na sobie piętno Rei i Kronosa. Trzeba zrobić coś by bezpiecznie dostała się do Obozu Herosów, zanim wojownicy Gai zrozumieją, że bez jej krwi Gaja nie da rady powstać.- Osądził Pan Nieba wstając i podchodząc do akwarium z Ofinotaurem rzekł.-To będzie twoje zadanie Dionizosie.Twoje i satyrów.

piątek, 10 lipca 2015

Prolog


 "Gdy cztery żywioły połączy ciało pierworodnego 
sześciu herosów odnajdzie ostatniego żyjącego
Tym razem na tronie boskim kto inny zasiędzie
A piętno nałożone będzie 
Rozdzieli się ich droga
Tam gdzie krew i pożoga
Oblicze swego strachu poznają 
I dowiedzą się dokąd zmierzają "



<Alison>

22 grudzień
Kolejny smutny dzień ucieczki przed potworami,które chcą mnie zjeść na podwieczorek.Podróżuję z moją młodszą siostrą już od siedmiu lat.Nigdzie nie jesteśmy wystarczająco bezpieczne, aby żyć normalnie.One znajdą nas wszędzie. Wszystko co miałam utonęło w morzu podczas walki z jakimś greckim potworem o ciele kobiety a tułowiu węża. Wszystko oprócz mojego kochanego miecza.
Jestem Alison Clary Fray i jestem półboginią.To wcale nie jest żaden żart.Jestem herosem, córką któregoś z olimpijskich bogów i śmiertelniczki imieniem Samantha.
Znacie mity o greckich bogach i boginiach?One są prawdą.Naprawdę jest coś takiego jak Olimp i naprawdę jest on "siedzibą główną" dwunastu olimpijczyków..